poniedziałek, 1 sierpnia 2011

z dzienników Dostojewskiego [1]

W Y R O K

A propos, oto rozumowanie pewnego samobójcy z nudów, ma się rozumieć materialisty:
„…W istocie: jakie prawo miała ta przyroda wydawać mnie na świat na mocy jakichś tam swoich wiecznych reguł? Zostałem stworzony ze świadomością i tę przyrodę
u ś w i a d o m i ł e m sobie: jakim prawem mnie stworzyła bez mojej zgody, świadomego? Świadomego, a więc cierpiącego, ale ja nie chcę cierpieć - bo, w jakim celu miałbym cierpieć? Przyroda poprzez moją świadomość obwieszcza mi o jakiejś harmonii całości. Ludzka świadomość porobiła z tego wieszczenia religię. Powiada mi to przyroda, że - chociaż wiem na pewno, że w harmonii całości brać udziału nie mogę i nigdy nie będę mógł, w dodatku nie rozumiem w ogóle, co oznacza - mimo to powinienem podporządkować się temu wieszczeniu, powinienem się ukorzyć, zgodzić się na cierpienie ze względu na harmonię całości, zgodzić się na życie. Lecz skoro mam wybierać świadomie, ma się rozumieć raczej zechcę być szczęśliwym tylko w momencie, póki ja istnieję, a całość i jej harmonia nic mnie nie obchodzą, kiedy już ja przeminę - nie obchodzi mnie, czy ta całość wraz z harmonią pozostanie na świecie po moim odejściu, czy też zniknie od razu wraz ze mną. I w jakim celu mam się tak troszczyć o jej zachowanie po mnie - oto pytanie. Wolałbym być stworzony jak wszystkie zwierzęta, to znaczy jako żyjący, ale nieświadomy siebie rozumowo; bo moja świadomość wcale nie jest harmonią, lecz przeciwnie, dysharmonią, gdyż jestem z nią nieszczęśliwy. Popatrzcie, kto jest szczęśliwy na świecie i jacy ludzie z g a d z a j ą s i ę

ż y ć. Właśnie ci, którzy podobni są do zwierząt, bardziej zbliżeni do ich kategorii ze względu na niewielki rozwój świadomości. Zgadzają się żyć chętnie, ale właśnie pod warunkiem, żeby żyć jak zwierzęta, to znaczy jeść, pić, spać, urządzać gniazdo i płodzić dzieci. Jeść, pić spać po ludzku oznacza dorabiać się i grabić. Powie mi ktoś pewnie, że można się urządzić i uwić gniazdo na podstawach rozumnych, na naukowo słusznych zasadach społecznych, a nie poprzez grabież, jak było dotychczas. Powiedzmy, ale zapytam: w jakim celu? Po co urządzać się i wkładać tyle starań w urządzanie się w społeczeństwie ludzkim prawidłowo, rozumnie i moralnie? Na to już nikt mi, rzecz jasna, nie potrafi dać odpowiedzi. Wszystko, co można by mi odpowiedzieć, to: ' żeby mieć przyjemność'. Owszem, gdybym był kwiatem lub krową, miałbym przyjemność. Ale zadając sobie, jak teraz, bezustanne pytania, nie mogę być szczęśliwy, nawet przy najwyższym i b e z p o ś r e d n i m szczęściu miłości bliźniego i miłości ludzi dla mnie, wiem bowiem, że jutro to wszystko będzie zniszczone: i ja, i całe to szczęście, i cała miłość, i cała ludzkość - obrócimy się wniwecz, w poprzedni chaos. A pod takim warunkiem za nic w świecie nie mogę przyjąć żadnego szczęścia - nie z niechęci, z niezgody na przyjęcie go, nie jakiegoś uporu zasadniczego, LECZ PO PROSTU DLATEGO, ŻE NIE BĘDĘ, NIE MOGĘ być szczęśliwy pod warunkiem grożącej jutro nicości. Jest to uczucie, bezpośrednie uczucie, i nie mogę go przezwyciężyć. Niechby umarł, powiedzmy, ale ludzkość trwała po mnie wiecznie - wówczas może byłoby to dla mnie pociechą. Ale wszakże planeta nasza nie jest wieczna i ludzkości sądzone jest takie samo chwilowe trwanie, jak mnie, i choćby nie wiem jak mądrze, radośnie, sprawiedliwie i świątobliwie urządziła się ludzkość na ziemi - to wszystko też stanie się jutro tą samą nicością. I chociaż jest to z jakiegoś powodu konieczne, na mocy jakichś wszechpotężnych, odwiecznych i martwych praw natury, wierzcie mi, że w tej myśli tkwi jakieś głębokie nieposzanowanie ludzkości, do głębi mnie oburzające i tym bardziej nieznośne, że nie ma tu winnych.

I wreszcie, jeśli nawet założyć, że ta bajka o człowieku urządzonym wreszcie na ziemi na rozsądnych i naukowych podstawach jest możliwa i jeśli w nią nawet uwierzyć, uwierzyć w przyszłe szczęście ludzi - to już sama myśl o tym, że przyroda musiała na mocy jakichś swoich nieuchronnych praw dręczyć człowieka przez tysiące lat, nim go dopuściła do tego szczęścia - sama myśl o tym jest do głębi oburzająca. A teraz dodajmy do tego, że ta sama przyroda, dopuszczająca wreszcie człowieka do szczęścia, nie wiedzieć czemu musi unicestwić go jutro, mimo cierpień, jakimi ludzkość zapłaciła za to szczęście, a przede wszystkim wcale nie ukrywając tego przede mną i przed moją świadomością, jak ukryła na przykład przed krową - to mimo woli przychodzi do głowy nadzwyczaj pocieszna, lecz nieopisanie smutna myśl: ' a może człowiek został puszczony na ziemię w charakterze jakiejś bezczelnej próby, po to tylko, aby popatrzeć, czy taka istota wytrwa na ziemi, czy nie? 'Smutek tej myśli tkwi głownie w tym, że i tu nie ma winnych, nikt próby nie robił, nie ma kogo przeklinać, po prostu wszystko się stało na mocy martwych praw natury, dla mnie w ogóle niezrozumiałych, z którymi moja świadomość w żaden sposób nie może się pogodzić. Ergo:

Ponieważ na moje pytania o szczęście poprzez moją świadomość otrzymuję od przyrody tylko taką odpowiedź, że mogę być szczęśliwy nie inaczej niż w harmonii i całości, której nie rozumiem, i pewien jestem, nigdy nie będę w stanie zrozumieć; ponieważ przyroda nie tylko nie przyznaje mi prawa do żądania od niej odpowiedzi, lecz nawet w ogóle nie odpowiada - nie dlatego, że nie chce, lecz dlatego, że nie może; ponieważ się przekonałem, że przyroda aby odpowiadać na moje pytania, wyznaczyła mi ( nieświadomie ) mnie samego i odpowiada moją własną świadomością ( bo ja to wszystko sam sobie mówię); ponieważ wreszcie w tej sytuacji podejmuję się jednocześnie roli powoda i pozwanego, oskarżonego i sędziego, i uważam tę komedię za zupełnie głupią, a znoszenie tej komedii ze swojej strony uważam nawet za poniżające; to w moim niewątpliwym charakterze powoda i pozwanego, sędziego i oskarżonego, skazuję tę przyrodę, która tak bezceremonialnie wydała mnie na cierpienie - na unicestwienie wraz ze mną… A ponieważ przyrody zniszczyć nie mogę - niszczę samego siebie, wyłącznie z odrazy do znoszenia tyranii, w której nie istnieje winny. „





N. N.









Fragment Dziennika Fiodora Dostojewkiego, tom 2








N. N.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz