poniedziałek, 1 sierpnia 2011

z dzienników Dostojewskiego [2]

A propos, jeden z moich czcigodnych korespondentów pisał mi jeszcze latem o pewnym dziwnym i nie rozszyfrowanym samobójstwie, i od dawna już chciałem o nim pomówić. W tym samobójstwie wszystko, i od zewnątrz, i wewnątrz, jest zagadką. Tę zagadkę zgodnie z właściwością natury postarałem się oczywiście jakoś odgadnąć, żeby się na czymś „ zatrzymać i uspokoić”. Samobójczynią jest młoda dziewczyna, dwudziestotrzy - , najwyżej dwudziestoczteroletnia, córka pewne go bardzo znanego emigranta rosyjskiego, urodzona za granicą, Rosjanka z pochodzenia, ale prawie wcale już nie Rosjanka z wychowania. W gazetach zdaje się mgliście wspomniano o niej w swoim czasie, ale bardzo ciekawe są tu szczegóły: „ umoczyła watę w chloroformie, owinęła nią sobie twarz i położyła się na łóżku…” Tak właśnie umarła. Przed śmiercią napisała następujące słowa:

(…)

„ Wybieram się w długą podróż. Jeżeli samobójstwo się nie uda, niech się wszyscy zgromadzą, by uczcić moje zmartwychwstanie z kielichami Cliqout. A jeżeli się uda, proszę tylko, aby mnie pochowano nie wcześniej, niż przekonawszy się, ż naprawdę nie żyję, bo jest bardzo niemiło zbudzić się w trumnie pod ziemią. T o b a r d z o n i e s z y k o w n e! „

W tej paskudnej, brutalnej szykowności brzmi moim zdaniem wyzwanie, może oburzenie, złość - ale z jakiego powodu? Zwykle, chamskie natury likwidują siebie za pomocą samobójstwa tylko z przyczyny materialnej, widocznej, zewnętrznej, ale ton listu świadczy, że ona nie mogła mieć takiej przyczyny. Skądże mogło się wziąć oburzenie i na co?... Na prostactwo tego, co ją czeka, na pustkę życia? Aż za dobrze są nam znani sędziowie życia odrzucający je, oburzeni „ głupotą” zjawiania się człowieka na ziemi, idiotyczną przypadkowością tego zjawiania się, tyranią przypadkowej przyczyny, z którą się nie można pogodzić. Ale tu wyczuwa się duszę właśnie zbuntowaną przeciw „ prostolinijności” zjawisk, nie mogącą znieść tej prostolinijności, z którą zetknęła się w domu ojca już w dzieciństwie. Najohydniejsze jest to, że umarła oczywiście bez żadnej wyraźnej wątpliwości. Świadomej wątpliwości, tak zwanych problemów, zapewne nie było w jej duszy; we wszystko, czego ją nauczono już w dzieciństwie wierzyła po prostu na słowo, to prawie pewne. A więc umarła po prostu wskutek „zimnego mroku i nudy”, w cierpieniu, że tak powiem zwierzęcym i bezwiednym, po prostu duszno jej było żyć, coś w tym rodzaju, jakby brakowało powietrza. Dusza nie zniosła prostolinijności bezwiednie i również bezwiednie zażądała czegoś bardziej złożonego…

Jakiś miesiąc temu we wszystkich petersburskich gazetach ukazała się króciutka wzmianka drobnym drukiem o pewnym petersburskim samobójstwie: wyskoczyła oknem z trzeciego piętra młoda uboga dziewczyna, szwaczka - „ o w żaden sposób nie mogła znaleźć żadnej pracy, a więc niezbędnych środków dożycia”. Podawano, że skoczyła i upadła na ziemię t r z y m a j ą c w r ę k a c h o b r a z ś w i ę t y. Teb obraz w rękach - cóż za dziwny i nieznany jeszcze w samobójstwie szczegół! To jakieś pokorne, potulne samobójstwo. Tu nie było na pozór nawet żadnego szemrania albo wyrzutu: po prostu - nie dało się żyć, „ Bóg nie pozwolił’ - pomodliła się więc i umarła. O niektórych sprawach, choćby p r o s t y c h na pozór, długo nie przestajemy myśleć, ciągle powracają do nas, i nawet czujemy się tak, jakby to była nasza wina. Ta pokorna, niszcząca siebie dusza mimo woli zadręcza myśl. I właśnie ta śmierć przypomniała mi samobójstwo córki emigranta, o którym słyszałem jeszcze w lecie. Jakież to jednak dwie różne śmierci!

A która z tych dusz bardziej męczyła się na ziemi, jeśli w ogóle godzi się zadać tak czcze pytanie?









Fragment Dzienników Fiodora Dostojewskiego, tom 2



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz