sobota, 20 sierpnia 2011
Świetlicki się tłumaczy. [ z polskiego na nasze]
Karol Kot
Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki
Mam cień - widziałem - obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni
i mam w płaszczu narzędzie.
Nie, nie zasłaniaj. Nie zasłonisz. Zostaw.
No, jeszcze bardziej odkryj.
Lubię, jak krwawisz. Bo stare kobiety
nie. Plecy. Dzwonek. Dzwonki
w kościołach, w bramach, pod kopcem Kościuszki.
Guzil z orzełkiem. Trener
sekcji strzeleckiej stwierdzi, że nie mogę
reprezentować. Wziąłem duży rozmach
i ściąłem jednocześnie: chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę, śnieg pada, maszeruję przez sen,
mnożę się.
- Dlaczego wybrał Pan ten wiersz?
- Wybrałem go dlatego, że w ostatnich miesiącach zajmuję się pisaniem prozy kryminalnej i po głowie chodzi mi tylko ta tematyka. Karol Kot był był nastoletnim mordercą w Krakowie w latach 60. Został zatrzymany na dzień po tym, jak zdał maturę. Pochodził z normalnej rodziny, a w domu strzelał z dubeltówki do mięsa i znęcał się nad zabawkami własnej siostry. Takie bezmierne, nie wiadomo skąd przychodzące zło. Wykonano na nim karę śmierci. Według dzisiejszych zasad uznałoby go pewnie za wariata. W sposób zimny i beznamiętny opowiadał, że musiał to robić, bo tak chciało zło. W Internecie można znaleźć jego zdjęcie, to jest przystojny młody człowiek, który ma coś dziwnego w oczach. Na ulicy można by nie zwrócić na niego uwagi. Napisałem ten wiersz w pierwszej osobie i ludzie, którzy nie umieją czytać poezji, uważali, że to jest gloryfikacja zła. A to jest wiersz o tym, że zło jest widmem, które cały czas atakuje, z murów, z ulic. Mam takie poczucie, że zło krąży.
- Jak doszło do powstania "Karola Kota"?
- Wiersz powstał pod koniec lat 80. Odkąd zamieszkałem w Krakowie, wielokrotnie stykałem się z opowieściami o tym mordercy. Moi koledzy, którzy wychowali się w Krakowie, jako dzieci w latach 70. byli straszeni Kotem, chociaż stracono go pod koniec lat 60. Taka żywa legenda. Wsławił się tym, że zamordował chłopca na sankach na kopcu Kościuszki i zaatakował nożem staruszkę przed kościołem na ulicy św. Jana. Mieszkając tu, stykałem się z historiami o tej postaci, potem przeczytałem reportaż z jego procesu i zorientowałem się, że chodzę obok miejsc, w których mordował, i mieszkam bardzo blisko jego szkoły, technikum na ulicy Loterańskiej. W tej samej okolicy, w której Kot chodził do szkoły, mieszkał Andrzej Bursa. Napisał wtedy rzadko wspominaną powieść " Zabicie ciotki", która działa się w tych samych miejscach, miejscach których Kot przebywał. Gdy to pojąłem, napisanie wiersza wyszło samo z siebie. W tym wierszu bardzo się zbliżam do rzeczywistości. Piszę w pierwszej osobie, ale w tej poetyckiej formie pojawiają się fakty, które wyczytałem lub usłyszałem. Czyli to wiersz napisany nie tylko przeze mnie, ale też przez życie.
- "Śnieg w kościołach".
- Pisząc to zdanie, myślałem o morderstwie, które zdarzyło się w kościele. To było zimą, więc wyobraził mi się zasypany śniegiem kościół i śnieg, który wchodzi do środka kościoła, a w środku staruszka, która czyta nekrologi. "Śnieg w bramach", czyli w miejscach ciemnych i tajemniczych, "śnieg pod kopcem Kościuszki", bo tam zamordował chłopca na sankach. Dziwne, większość jego zbrodni działa się zimą, na białym śniegu.
- " Mam cień".
- Tu już zaczynam mówić w jego imieniu, wampiry nie mają cienia i nie mają odbicia w lustrze, a on ma cień, jest człowiekiem. " Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni" - tu się pomyliłem, z reportażu dowiedziałem się, że płaszcz miał za duży, ale jaśniejszy od spodni. " I mam w płaszczu narzędzie" - bo był kolekcjonerem noży, bagnetów.
- " Nie, nie zasłania".
- To się bierze z wiedzy historycznej, potwornie go krew podniecała, szczególnie kobieca krew miesięczna. " Bo stare kobiety nie" - to tez prawda historyczna, jedna ze staruszek zaatakował, wbił jej nóż w plecy, ale wbił go tak, że tylko ją zranił, a na nożu nie było krwi.
- " Guzik z orzełkami...".
- Był w sekcji strzeleckiej, był mistrzem Krakowa w strzelaniu z KBKS-u. Opowiedział o swojej fascynacji trenerem. Był dla niego lepszym ojcem, ten prawdziwy widocznie nie spełniał jego oczekiwań. Gdy trafił do więzienia, trener napisał do niego list, w którym cofnął jego uprawnienia i pozbawił go członkostwa klubu. To go najbardziej zabolało, bardziej niż utrata praw obywatelskich czy nawet kara śmierci. Próbowałem zapisać taką dziwna patologię.
- " Wziąłem duży rozmach i ściąłem jednocześnie: chłopca, śnieg, powietrze...".
- To wizja poetycka, unieważnienie wszystkiego, całego życia, unieważnienie siebie samego. " ...mnożę się" - bo tych Karolów Kotów różnych agresywnych ludziach jest wielu.
- Jak pan przetwarzał rzeczywistość? Jak pan ten wiersz pisał?
- Ten wiersz spłynął na mnie jednym ciągiem. Miałem go w głowie, miałem mnóstwo konkretów, historii, które poprzetwarzałem (...)
Fragment wywiadu zamieszczonego w Zwierciadle nr 11. listopad 2005,
z Marcinem Świetlickim o jego wierszach rozmawiała Magda Rybak
----------------------------------------------------------------------------
Zamieściłam fragment tego starego wywiadu ( został udzielony jeszcze przed wydaniem książki " Dwanaście") gdyż dziś dręczyła mnie pewna rozterka w kwestii tłumaczenia własnych wierszy - tłumaczyć, czy nie tłumaczyć?
Czy ten wiersz Świetlickiego mógłby być odebrany właściwie, gdyby nie tłumaczenie odautorskie?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz