poniedziałek, 17 września 2012

Natura

"Nie potrafię sobie wyobrazić - pisał Darwin - że miłościwy i wszechmogący Pan mógł w sposób celowy stworzyć gąsieniczki z wyraźnym przeznaczeniem ich do odżywiania się w ciałach żywych gąsienic’. W rzeczywistości stopniowa utrata wiary przez ojca ewolucjonizmu ( z czym zresztą ukrywał się ze względu na swą pobożną żonę Emmę) miała o wiele bardziej złożone przyczyny; sentencję o gąsieniczkach należy traktować metaforycznie. Makabryczne zwyczaje, do których w niej się odnosi, są udziałem spokrewnionych z gąsieniczkami os samotnych. Samica osy samotnej składa jaja w ciele gąsienicy, konika polnego lub pszczoły, aby rozwijająca się larwa mogła się nim żywić. (…)Zakrawa to na niewiarygodne okrucieństwo. Jak się jednak przekonamy natura nie jest okrutna, lecz tylko bezdusznie obojętna. To jedna z najtrudniejszych do zaakceptowania przez ludzi nauk wynikających z obserwacji przyrody.
    My, ludzie, nie potrafimy pogodzić się z myślą, że coś może nie być ani złe, ani dobre, ani okrutne, ani łaskawe, lecz zwyczajnie obojętne, bezduszne i bezcelowe. (…)Ludzie mają skłonność do utożsamiania tego, co pożyteczne lub dobre, z dobrem ogółu czy też pożytkiem dla danej grupy bądź społeczności. W świecie przyrody za dobre uznajemy to, co korzystne przyszłej pomyślności całego gatunku czy nawet ekosystemu. Funkcja użyteczności Stwórcy, ujawniająca się nam poprzez’ dziwne’ wybory procesu doboru naturalnego, okazuje się bezlitośnie przeczyć tym utopijnym wizjom. Dla porządku należy zaznaczyć, że istnieją przypadki, gdy geny we własnym, egoistycznym interesie, warunkują organizmy tak, że na poziomie poszczególnych osobników ( ale nie genów), są one zdolne do współpracy, a nawet poświęceń. Zawsze jednak dobro grupy stanowi uboczną konsekwencję realizacji naczelnej użyteczności. Stąd właśnie termin ‘ samolubny gen’.
    Wróćmy jednak do początku, gdy funkcją użyteczności, czyli tym, co ma być maksymalizowane, jest przetrwanie DNA. Dopóki DNA jest przekazywane kolejnym pokoleniom, nie ma znaczenia, co lub kto może ucierpieć w trakcie tego procesu. Dla genów osy samotnej korzystne jest, by gąsienica, w której składa jaja, pozostawała żywa, jako magazyn świeżego mięsa dla pożerającej ją osiej larwy; i nie ma tu znaczenia, kosztem jakich cierpień się to dobywa. Geny nie liczą się z cierpieniem, ponieważ nie liczą się z niczym.
    Gdyby Natura znała współczucie, wykazałaby chociaż minimum dobrej woli i zadbała, by nieszczęsna gąsienica została przynajmniej znieczulona, nim będzie zjadana od środka. Natura nie jest jednak ani bezduszna, ani współczująca. Nie znajduje upodobania w cierpieniu żywych stworzeń, ale też się nimi nie przejmuje. Natura w ten czy inny sposób może starać się oddziaływać na cierpienie wyłącznie w sytuacji, gdy ma ono wpływ na przetrwanie DNA. Nietrudno byłoby wymyślić gen znieczulający gazelę tuż przed rozszarpaniem na strzępy przez geparda. Czy jednak miałby on szanse rozprzestrzenić się w następnych pokoleniach gazel w procesie doboru naturalnego? Nie, chybże w jakiś sposób znieczulenie gazeli tuż przed śmiercią mogłoby zwiększyć jego szanse na przetrwanie w organizmach potomków zwierzęcia, a raczej trudno sobie coś takiego wyobrazić. Dlatego też mamy pełne podstawy przypuszczać, że gazele przed pożarciem nie są znieczulone i cierpią potwornie, zagryzane żywcem., a taki jest los większości z nich. Suma cierpień, jakich co dnia doznają wszystkie żywe stworzenia, jest wręcz niewyobrażalna. W ciągu minuty, jaką zajęło mi napisanie tego zdania, tysiące zwierząt zostało zjedzone żywcem, tysiące uciekło przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, umierając ze strachu, tysiące powoli drążonych od środka przez pasożyty, a kolejne tysiące umierało w koszmarnych mękach z głodu, pragnienia lub choroby. Tak musi być. Gdyby kiedykolwiek nastał czas powszechnej szczęśliwości i obfitości, automatycznie nastąpiłby wzrost populacji wszystkich stworzeń, co przywróciłoby naturalny stan zagrożenia głodem i śmiercią.
    Teologowie roztrząsają ‘ problem zła na świecie’ i związany z nim ‘ problem cierpienia’. W dniu, kiedy zabrałem się do pisania tego fragmentu, wszystkie angielskie gazety donosiły o tragicznym wypadku: z niewiadomych powodów rozbił się autobus wiozący uczniów katolickiej szkoły i wszystkie dzieci zginęły na miejscu. Nie po raz pierwszy teiści rzucili się do wyjaśniania teologicznego problemu, który jedna z londyńskich gazet ( ‘ The Sudany  Telegraph’) ujęła następująco: ‘ Jak można wierzyć w miłującego, wszechmogącego Boga, który dopuszcza do takich tragedii?’. Dalej gazeta przytacza odpowiedź pewnego duchownego: ‘ Po prostu nie wiemy, dlaczego musi tak być, że jest Bóg, który dopuszcza, by działy się tak straszne rzeczy. Ta tragedia stanowi jednak dla chrześcijanina potwierdzenie faktu, że żyjemy w świecie realnych wartości, pozytywnych i negatywnych. Gdyby wszechświat był jedynie zbiorowiskiem elektronów, nie istniałby problem zła bądź cierpienia’.
    Spróbujmy teraz odwrócić to rozumowanie. Gdyby świat był wyłącznie zbiorowiskiem elektronów i samolubnych genów, bezsensowne tragedie, takie jak wypadek autobusu z dziećmi, byłyby właśnie tym, czym należałoby się spodziewać, podobnie jak równie ślepych trafów szczęścia. Taki świat nie byłby sam z siebie ani dobry ani zły. Nie ujawniałyby się żadne rządzące nim normy. We wszechświecie rządzonym przez ślepe prawa fizyki i zasadę genetycznej replikacji niektórym ludziom przydarzają się nieszczęścia, inni cieszą się zdrowiem i przychylnością losu, i nie sposób dopatrzyć się w tym jakiejś przemyślnej inwencji ani jakiejkolwiek sprawiedliwości. Swiat, który obserwujemy, ma dokładnie takie właściwości, jakich należałoby oczekiwać, gdy nie ma żadnego planu, celu, dobra ani zła, tylko ślepa i bezwzględna obojętność. Właśnie taki świat miał na myśli nieszczęsny poeta,
 A. E. Housman, gdy pisał:

Naturo, bezlitosna i bezwzględna,
 Co o niczym nie wiesz i o nic nie dbasz.

   DNA ani o niczym nie wie, ani o nic nie dba. DNA po prostu jest, a my tańczymy tak, jak nam zagra."











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz