"Nie potrafię sobie wyobrazić - pisał Darwin - że
miłościwy i wszechmogący Pan mógł w sposób celowy stworzyć gąsieniczki z
wyraźnym przeznaczeniem ich do odżywiania się w ciałach żywych gąsienic’. W
rzeczywistości stopniowa utrata wiary przez ojca ewolucjonizmu ( z czym zresztą
ukrywał się ze względu na swą pobożną żonę Emmę) miała o wiele bardziej złożone
przyczyny; sentencję o gąsieniczkach należy traktować metaforycznie. Makabryczne
zwyczaje, do których w niej się odnosi, są udziałem spokrewnionych z
gąsieniczkami os samotnych. Samica osy samotnej składa jaja w ciele gąsienicy,
konika polnego lub pszczoły, aby rozwijająca się larwa mogła się nim żywić. (…)Zakrawa
to na niewiarygodne okrucieństwo. Jak się jednak przekonamy natura nie jest
okrutna, lecz tylko bezdusznie obojętna. To jedna z najtrudniejszych do
zaakceptowania przez ludzi nauk wynikających z obserwacji przyrody.
My, ludzie, nie
potrafimy pogodzić się z myślą, że coś może nie być ani złe, ani dobre, ani
okrutne, ani łaskawe, lecz zwyczajnie obojętne, bezduszne i bezcelowe.
(…)Ludzie mają skłonność do utożsamiania tego, co pożyteczne lub dobre, z
dobrem ogółu czy też pożytkiem dla danej grupy bądź społeczności. W świecie
przyrody za dobre uznajemy to, co korzystne przyszłej pomyślności całego
gatunku czy nawet ekosystemu. Funkcja użyteczności Stwórcy, ujawniająca się nam
poprzez’ dziwne’ wybory procesu doboru naturalnego, okazuje się bezlitośnie
przeczyć tym utopijnym wizjom. Dla porządku należy zaznaczyć, że istnieją
przypadki, gdy geny we własnym, egoistycznym interesie, warunkują organizmy
tak, że na poziomie poszczególnych osobników ( ale nie genów), są one zdolne do
współpracy, a nawet poświęceń. Zawsze jednak dobro grupy stanowi uboczną
konsekwencję realizacji naczelnej użyteczności. Stąd właśnie termin ‘ samolubny
gen’.
Wróćmy jednak do
początku, gdy funkcją użyteczności, czyli tym, co ma być maksymalizowane, jest
przetrwanie DNA. Dopóki DNA jest przekazywane kolejnym pokoleniom, nie ma
znaczenia, co lub kto może ucierpieć w trakcie tego procesu. Dla genów osy
samotnej korzystne jest, by gąsienica, w której składa jaja, pozostawała żywa,
jako magazyn świeżego mięsa dla pożerającej ją osiej larwy; i nie ma tu
znaczenia, kosztem jakich cierpień się to dobywa. Geny nie liczą się z
cierpieniem, ponieważ nie liczą się z niczym.
Gdyby Natura znała
współczucie, wykazałaby chociaż minimum dobrej woli i zadbała, by nieszczęsna
gąsienica została przynajmniej znieczulona, nim będzie zjadana od środka.
Natura nie jest jednak ani bezduszna, ani współczująca. Nie znajduje upodobania
w cierpieniu żywych stworzeń, ale też się nimi nie przejmuje. Natura w ten czy
inny sposób może starać się oddziaływać na cierpienie wyłącznie w sytuacji, gdy
ma ono wpływ na przetrwanie DNA. Nietrudno byłoby wymyślić gen znieczulający
gazelę tuż przed rozszarpaniem na strzępy przez geparda. Czy jednak miałby on
szanse rozprzestrzenić się w następnych pokoleniach gazel w procesie doboru
naturalnego? Nie, chybże w jakiś sposób znieczulenie gazeli tuż przed śmiercią
mogłoby zwiększyć jego szanse na przetrwanie w organizmach potomków zwierzęcia,
a raczej trudno sobie coś takiego wyobrazić. Dlatego też mamy pełne podstawy
przypuszczać, że gazele przed pożarciem nie są znieczulone i cierpią potwornie,
zagryzane żywcem., a taki jest los większości z nich. Suma cierpień, jakich co
dnia doznają wszystkie żywe stworzenia, jest wręcz niewyobrażalna. W ciągu
minuty, jaką zajęło mi napisanie tego zdania, tysiące zwierząt zostało zjedzone
żywcem, tysiące uciekło przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, umierając ze
strachu, tysiące powoli drążonych od środka przez pasożyty, a kolejne tysiące
umierało w koszmarnych mękach z głodu, pragnienia lub choroby. Tak musi być.
Gdyby kiedykolwiek nastał czas powszechnej szczęśliwości i obfitości,
automatycznie nastąpiłby wzrost populacji wszystkich stworzeń, co przywróciłoby
naturalny stan zagrożenia głodem i śmiercią.
Teologowie
roztrząsają ‘ problem zła na świecie’ i związany z nim ‘ problem cierpienia’. W
dniu, kiedy zabrałem się do pisania tego fragmentu, wszystkie angielskie gazety
donosiły o tragicznym wypadku: z niewiadomych powodów rozbił się autobus
wiozący uczniów katolickiej szkoły i wszystkie dzieci zginęły na miejscu. Nie
po raz pierwszy teiści rzucili się do wyjaśniania teologicznego problemu, który
jedna z londyńskich gazet ( ‘ The Sudany
Telegraph’) ujęła następująco: ‘ Jak można wierzyć w miłującego,
wszechmogącego Boga, który dopuszcza do takich tragedii?’. Dalej gazeta
przytacza odpowiedź pewnego duchownego: ‘ Po prostu nie wiemy, dlaczego musi
tak być, że jest Bóg, który dopuszcza, by działy się tak straszne rzeczy. Ta
tragedia stanowi jednak dla chrześcijanina potwierdzenie faktu, że żyjemy w
świecie realnych wartości, pozytywnych i negatywnych. Gdyby wszechświat był
jedynie zbiorowiskiem elektronów, nie istniałby problem zła bądź cierpienia’.
Spróbujmy teraz
odwrócić to rozumowanie. Gdyby świat był wyłącznie zbiorowiskiem elektronów i
samolubnych genów, bezsensowne tragedie, takie jak wypadek autobusu z dziećmi,
byłyby właśnie tym, czym należałoby się spodziewać, podobnie jak równie ślepych
trafów szczęścia. Taki świat nie byłby sam z siebie ani dobry ani zły. Nie
ujawniałyby się żadne rządzące nim normy. We wszechświecie rządzonym przez ślepe
prawa fizyki i zasadę genetycznej replikacji niektórym ludziom przydarzają się
nieszczęścia, inni cieszą się zdrowiem i przychylnością losu, i nie sposób
dopatrzyć się w tym jakiejś przemyślnej inwencji ani jakiejkolwiek
sprawiedliwości. Swiat, który obserwujemy, ma dokładnie takie właściwości,
jakich należałoby oczekiwać, gdy nie ma żadnego planu, celu, dobra ani zła,
tylko ślepa i bezwzględna obojętność. Właśnie taki świat miał na myśli
nieszczęsny poeta,
A. E. Housman, gdy
pisał:
Naturo, bezlitosna i bezwzględna,
Co o niczym nie wiesz
i o nic nie dbasz.
DNA ani o niczym
nie wie, ani o nic nie dba. DNA po prostu jest, a my tańczymy tak, jak nam
zagra."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz